Wlasnie wrocilam z mala ze spaceru, mialam niecodzienna sytuacje.
Wracajac przez park podbiegl do nas amstaff.
widac mlody, smukly, ladne cialo.Piekny. Bez obrozy.
Zagubiony, szukajacy, weszacy caly czas.
Podbiegl bo mam wrazenienie ze sie malej pierwsza cieczka zbliza.
Nieufny, na zawolanie podbiegal kluczac...
Kiedy wyciagnelam do niego piesc, odbiegl..
Pisze bo cholera, mam wyrzuty.
chcialam go wziac na noc a rano sie zajac znalezieniem jego wlascicieli ale wiem ze nie moge.
Moje pytanie brmi: jak sie zachowac w stosunki do obcego psa, widac wystraszonego
Podkreslam: nie moglam go wziac do domu z roznych przyczyn, nie ma obok kliniki calodobowej zeby psa zglosic, nie ma policji ani nic. Ja nie mam samochodu, nie bylam w stanie zrobic zdjecia.?Co robic?
skoro piszesz, ze psiak byl w dobrej kondycji, to chyba znaczy, ze nie jest bezdomny, albo dopiero co uciekl, poczekaj do rana i rozejzyj sie nastepnego dnia, albo popytaj moze ktos jeszcze go widzial
wedlog mnie, zachowalas sie tak jak powinnas, nie znasz psa, nie wiesz do czego moze byc zdolny, myslalam tylko o swoim bullku, bronilas korby i nie powinnas miec wyzutow sumienia
_____________________________ Don't get mad, get even. /Woody Allen/
Uważam również, że postąpiłaś słusznie- przecież nie pozostawiłaś rannego psa w rowie bez pomocy. Teraz się zaczyna sezon cieczkowy i takich psów może się więcej pojawić, a narażać się na łapanie psa strachliwego to mogłoby się bardzo źle skończyć, takie psy bardzo szybko wpadają w panikę co grozi strasznym pogryzieniem.
Nic się nie martw, a pies sobie poradzi i jego zachowanie wskazuje, że albo z natury jest strachliwy, albo już nie raz go ktoś przegonił i jest ostrożny.
_____________________________ CODZIENNIE RANO BUDZĘ SIĘ PIĘKNIEJSZA, ALE DZIŚ QRWA PRZESADZIŁAM ! ! ! : )
W takich sytuacjach nic na siłę. Zwiał komuś na spacerze i zapewne ktoś go szukał. Psy tak mają jak cieczki się zaczynają na wiosnę. Ludziom brakuje wyobraźni, spuszczają ze smyczy na spacerze i potem wielce zdziwieni, że zwierzak zwiał. Najgorsi są zaś Ci aktywiści z dużym ciśnieniem na ratowanie, czyli tacy co zaraz im się zapala alarm na niesienie "pomocy". Psa zaraz wyłapują i zamiast szukać właściciela albo wiozą do schronu albo molestują mnie, żebym zaopiekowała się. Argumenty mają bardzo różne np. ja nie mogłam zabrać do nas do domu, bo my mamy psa a Ty masz dużo to jeden więcej różnicy Ci nie zrobi. A potem zdziwieni jak się wkurzam na takich ratowników i mówię jak zabrałaś psa z ulicy to dokończ, cudzymi łapkami chcesz być dobra, Hodowla to nie schronisko.Oczywiście w przypadkach uzasadnionych bywało, że coś przechowywaliśmy bo sytuacja tego wymagała. Największym hiciorem był buldog angielski znaleziony w lesie przez Mateusza. Przez tydzień szukaliśmy właścicieli. Okazało się, że pies został skradziony w Poznaniu z własnej posesji ( rozcięta była nawet siatka parkanowa} i wywieziony 30 km dalej do lasu. Na szczęście był wpisany w zeszyt w schronisku, bo tatuaż był oczywiście nieczytelny. Psu bardzo się u nas podobało, dzielnie chodził na spacery z nami i dogadywał się z psami. Właściciele szukali go przez telewizję lokalną, ale program był emitowany w dniu kiedy oddaliśmy psa.Szczęśliwi właściciele odzyskanej zguby dali mi 100 zł polskich, które wzięłam, bo na telefony w różne miejsca, hodowle, weterynarze, schrony, Związek Kynologiczny straciłam majątek. Pies był nieco rozczarowany, że wyjeżdża od nas. Podpytałam czy chodzą z nim na spacery,okazało się że nie bo mają ogród to po co. A w ogrodzie budę to do domu nie wpuszczają, bo ślini się. Psa wspominam ciepło, właścicieli nie. Kochani Swiata nie zbawimy. Nie wszyscy powinni mieć psa.Tylko uchowaj nas Boże przed zbytnią nadgorliwością.
Pod ostatnim zdaniem Kikimory podpisuję się wszystkimi kończynami. Już bywało, ze ktoś zadawał podobne pytanie jak Demonique, a został potem zlinczowany, że jak można było psa zostawić , nie wziąć do siebie itd.
Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. A najlepiej jeszcze kiedy jest okazywana na różnych forach w cudzych sprawach. Demonique dobrze zrobiłaś, nie masz możliwości zabrania obcego nieznanego psa do siebie więc nie masz sobie co wyrzucać.
Z przypadkami nadgorliwości w ratowaniu psów spotykam się notorycznie. Może warto byłoby opracować w punktach Vademecum jak się zachować, kiedy pies potrzebuje pomocy, jakie są sposoby odnalezienia właściciela, wydrukować ulotki i rozdawać w lecznicach, sklepach zoologicznych, szkołach? Co o tym sądzicie?. Pomaganie dla samego pomagania jest bardzo niezdrowe, także dla psów. Zeszłej jesieni zrugałam dziewczę w wieku mojej córki , które przyniosło mi szczeniaczka, którego odebrała od suki, której właścicielka, jej zdaniem nie dbała o psy. Szczeniaka nie wzięłam, bo nie mogłam. Kazałam odwieźć do suki, bo maluch był taki na oko 3-4 tygodniowy. Głupie dziewcze nie posłuchało i wszędzie ze sobą tego psa ciągnęło. Zabrała do stajni, w której trzyma konia. Chciała, żeby pobawił się ze stajennymi pieskami. Suka właściciela stajni zaatakowała biednego malucha i dosłownie rozszarpała go na strzępy na oczach ratowniczki psów. Podobno suka ta zdaniem naiwnego dziewczęcia nigdy nie gryzła innych piesków. Roztrzęsiona laska opowiadała mi jak to przeżyła i jak weterynarz zalecił uśpienie (moim zdaniem skrócenie cierpień) szczeniaczka. Miałam ochotę jej czymś przywalić, ale tylko jej nabluzgałam. Powiedziałam jej, że to nie suka zła, bo pewnie ciężarna a obce szczenie to w tym układzie intruz. Oczy miała wielkości denek od butelki ze zdumienia. I próbowałam jej o sterylizacji powiedzieć i jak taka dobra to niech namawia wszystkich właścicieli psów do sterylek, albo za nie płaci. Nie załapało dziewczę bo tępe jak ubogiego chama siekiera a na rolniczej studiuje. Boże miej w opiece psy i uchroń przed takimi ludźmi.
Demonique jakiś czas temu byłam z sąsiadką na wieczornym spacerze z psami. Luz blues ciemno strasznie i nagle widzimy jakieś bydle ze świecącymi oczyma . SĄSIADKA zadała pytanie- uciekamy?? bo bała się ze zje jej córkę, kundliczke Chrupkę nas i jeszcze bulteriera na deser! Ale mądra ja stwierdziłam, że już za późno i trza pomóc.Widać, że biedaczyna zagubiony aczkolwiek czujny i bardzo nieufny po chwili zza krzaków wybiegły nasze suki -> pomyślałam sobie zaje***cie teraz to bydle zje mi Witchę, ojciec mi nie wybaczy!! Ale ku naszemu zdziwieniu "SZARIK" bo tak nazwaliśmy ów znajdę strasznie ucieszył się na zaistniały widok i natychmiast wziął się za zabawę. Natomiast ja zostałam z wielką rozterką. Cóż zrobić Z jednej strony mój zdrowy rozsadek podpowiadał mi, że nie moge go tak zostawić bo być może jego wlaściciele strasznie rozpaczają ( wyobrażałam sobie sytuacje w której to ja jestem na miejscu tej osoby) a le z drugiej strony zdawałam sobie sprawę z tego, że primo mieszkam w mieszkaniu studenckim * DUO miałam wtedy jeszcze Witche i kota - fakt nie lubię sierściucha ale mimo wszystko uważam, że nie powinien zginąć zjedzony przez alaskana !! Suma summarum psa złapac było ciężko ale k=jakoś dałyśmy radę. wzięłam go do domu dałam mu jeść i pić obejrzałam czy nie ma tatuażu niestety nie miał ale miał numerek na obroży. Zadzwoniłam do schroniska a Pan powiedział mi , że teraz to jest już późno i nie bardzo może mi pomóc z tym numerkiem i w ogóle i że ewentualnie moge go przywieźć. Ciekawe jak on sobie to wyobrażał nieswojego psa wepchnąć na styk do pikaczento ... Nieważne moja jedyna sensowna interwencją było ubranie ciepłej kurteczki p[sa na smycz i łażenie po pobliskich osiedlach w celu znalezienia własciciela. I jak sie okazało po godzince szukania osiedlowa banda z bramy powiedziała że taki sam pies mieszka u Pani w bramie koło Apteki. Podzwoniłam pokolei domofonem do kazdego mówiąc " dobry wieczór nie zgubiła Pan/Pani pieska ??" aż wreszcie odebrała Pani którą zamurowało i powiedziała chwileczkę sprawdzę jak sie okazało nawet nie zauwazyła , że pies uciekł. Nazywała go swoim opiekunem bo kobiecina schorowana i omal nam n ie zjechała na zawał jak zobaczyła , że jej pies się szwendał po ulicy. Chciała płacić i wynagradzać. Ja powiedziałam tylko, że chciałabym aby mi tez ktoś przyprowadził psa w takiej sytuacji
jakieś tydzień temu jej zięć, szwagier cholera wie kto szedł z szarikiem i darł na nas pape , że moj psy to powinny w kagańcu i na smyczy chodzić - PALANT JAKIŚ !!
Wydaje mi sie ze z ta akcja informacyjna jak sie ludziska maja zachowac w okresie cieczkowym to calkiem dobra mysl. Ja pierwsze co pomyslalam to zeby leciec do pobliskiej kliniki i tam info zostawic ale pies juz pewnie dawno zwial dalej... kolo sie zamyka....
Jeśli już zdecydujemy się wziąć psa to warto podjechać do najbliższej lecznicy i sprawdzić czy nie ma czipa.Tam zapisane są informacje dot zwierzaka.Mało tego istnieje szansa,ze wet zna psa i jego właściciela...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach